Strona:Anafielas T. 3.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
54

Któréj myślałem, że nie przejdę żywy —
By do was wrócić! Wróciłem szczęśliwy. —

Złamany padłem boleścią i trudem,
Kędyś w ciemnicy głębokiéj zamknięty,
Płacząc nad sobą, płacząc nad mym ludem,
Żarty boleścią i zemstą przejęty.
Noc była — prędko znużenie owładło
I snem żelaznym na powiekach siadło.

Budzę się — ranek przez okno już wpada;
O, smutny ranek, co wita przez kraty!
I światłość jego jak tęskna i blada!
Obejrzę ściany podziemnéj komnaty:
Widać Krzyżacy zgotowali wcześnie,
Albo ciemnicę przybrali mi we śnie.

Dokoła wisiał kobierzec bogaty,
Dzbany srébrzyste na podłodze stały,
I miękkiem znalazł zgotowane szaty,
I przybór wszelki, i porządek cały.
Chcieli, bym, jak źwierz, zapomniał mą dolę,
Jak gdyby można osłodzić niewolę!

Jam szaty targał, przybory deptałem,
Porwałem kratę, wyjrzeć na świat chciałem;
Niebam nie ujrzał, tylko ziemię czarną
I jakieś Niemców postacie poczwarne,
Co, szemrząc cicho, snuły się po murach
W sukniach wlokących i czarnych kapturach.