Strona:Anafielas T. 3.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
344

Hymnem zniszczenia śpiewają ogromnym;
Góra się Turza jasnością oblała,
I Łyse wkoło stoją w ogniu góry;
A niebo czarne, na niebie obłoki
Żeglują krwawe, że w pożarnym blasku
Gwiazdy pogasły. Na wysokiéj wieży
Stoi Swidrygiełł, Moskorzowski stoi,
Xiążę pijane śmieje się szalono,
A stary Polak klęczy z złożonemi
Rękoma na krzyż, modli się gorąco,
I łzy mu płyną po zwiędłych policzkach.

Nareście pożar przygasać zaczyna,
Dym tylko gęsty ku niebu się wznosi,
Głównie goreją w stos wielki zwalone,
Trzaskają mury w ogniu rozżarzone,
I jęki słychać i Niemieckie krzyki,
Dokoła grodu, jakby wał széroki,
Ciała zabitych leżą usypane.
Niemcy je szarpią, jako krucy czarni;
Zasiedli w zgliszczach nad ogniem gasnącym;
A śmiech ich dziki do zamku górnego
Doszedł, aż zadrżał Moskorzowski stary.

Na czarnym koniu, z rozczochranym włosem,
Nagiemi ręki, krwią spiekłą zlanemi,
Pędzi ku muróm Turzego zamczyska
Jeździec od Niemców, a na długiéj włóczni