Przejdź do zawartości

Strona:Anafielas T. 3.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
312

Nad kartą pisma stary człowiek siedział;
Czarną miał suknię, na niéj krzyż wyszyty,
Na głowie czapkę czarną, siwą brodę,
Oczy przygasłe, policzki wychudłe;
Żylastą ręką pargamin uciskał,
Jakby myśl jaką wycisnąć chciał z niego;
Podparł się, dumał; potém rzucił kartę,
I troski z czoła ścierając uparte,
Przechylił, spójrzał, wykrzyknął zdziwiony.
Naprzeciw niego, z drugiéj stołu strony,
Stał niemy człowiek, niewielkiéj postawy;
Włos ciemny czoło wysokie osłaniał;
Broda bez włosa; twarz bez wąsów, biała,
Mimo kobiécych rysów, w sobie miała
Surowość męzką, dumę nieugiętą,
Upor żelazny i wolę zawziętą;
Brwi się na czole schodząc namarszczone,
Dwóma brózdami zaorały skórę;
A usta blade i silnie ściśnione
Śmiały się niby, śmiały niewesoło,
Jakby szydziły, jakby pewne siebie,
Rozkazem, groźbą ciężką zionąć miały.

Starszy był Mistrzem Krzyżaków Zakonu,
A młódszy — Witold, co Krzyżaków zdradził.
Teraz on nazad do Mistrza powraca:
Bo był w Mazowszu, a Jagiełły krewny,
Xiążę Ziemowit odmówił pomocy,