Przejdź do zawartości

Strona:Anafielas T. 3.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
222

Nam oka nie zmrużyć,
Dopóki on żyje.
Skrępujmy mu gardło,
A z pastwą umarłą
Spokojniéj, bezpieczniéj
Nam będzie na zamku.
Kniaź mówił Lisicy:
Niech żyje, nie żyje —
O życie nie stoję.
Czas starcu dać życie,
I lepiéj niż moje.
Mnie smaczny świat biały. —

A Mostew mu na to:
— Wy prawdę mówicie.
On był już za kratą,
Trzy razy od Niemca
Przez mury uciekał.
Kto go wié? duch jaki
Może mu pomaga?
A nuż znów uciecze!
Położyć nam głowy.
Nie lepiejże skończyć?
A Kniaziu powiémy,
Że umarł z rospaczy,
Że sam się udusił,
Że gad go zjadliwy
Ukąsił w pierś nagą. —