Strona:Anafielas T. 3.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
183

Służył potém na igrzysko?
Może dzisiaj gdzie na dziczy
Spokojnie piłbym miód z rogu
I strzały ostrzył na wojnę.
Bądź przeklęty! — Pienił z złości,
Aż się pod siepacza ręką
Głos krwawą stłumił paszczęką.

Lecz doszedł Jagiełły uszu.
On zwrócił głowę, z litością
Spójrzał, bez złości i gniewu.
A Kiejstut rękę podnosi.
— Na górę wieść go! na górę!
Jest dąb tam stary na wierzchu;
Niech ten, co mierzył wysoko,
Wysoko na nim zawiśnie. —

I zaraz ciągną siepacze,
A za niemi tłum się ciśnie,
A za niemi, wielkim głosem
Wołając, idą Kniaziowie:
Bo Wojdyłło nie miał druha,
Bo z każdego krwi utoczył;
I wszyscy teraz poklasną
Srogiéj śmierci zausznika;
I lud radośnie wykrzyka.
Jeden Jagiełło w milczeniu,
Nie śmié nawet podnieść wzroku.
Mijają wieże zamkowe,