Strona:Anafielas T. 3.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
181




XXVI.

Nazajutrz, słońce nim wstało,
Już się w zamek lud gromadził,
Kiejstut na kamieniu siedzi,
Obok Witold z mieczem w dłoni,
A dwornia czeka rozkazu.
— Więźniów do mnie przyprowadzić. —
Skoczą natychmiast i wloką.
Przodem Jagiełło schylony,
Wzrok w ziemię, barki zgarbione,
Jak ciężarem przywalone,
Idzie, jakby szedł na ścięcie;
Ani obejrzy się wkoło,
Ani stryjowi pokłonił,
Ani na Witolda skinął;
Stanął, i czeka w milczeniu.