Strona:Anafielas T. 3.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
153

Zetrę niewolnikóm dumne myśli z czoła,
I nie da się Kiejstut do boju uśpieszyć. —

Rzekł, Witoldu szepce. Witold odpowiada:
— Nie wierz, ojcze, nie wierz! Sam k’niemu pojadę,
Zobaczę, czy w sercu Jagiełły jest zdrada,
I odkryję zmowę, dójdę ciemną zdradę.

— Konia! — woła — konia! i ludzi dziesięciu!
Na Wilno! — A Bojar do nóg mu się kłoni.
— Panie! nie daj jechać swojemu dziecięciu!
Mało wam na Wilno w tysiąc jechać koni.

Naco w paszczę smoczą kłaść rękę samemu?
Na co przeciw srogiéj wybierać się burzy?
Nie daj, Panie, jechać synowi twojemu!
Stary sługa złe wam nienadarmo wróży. —

— Nie bój się, Bojarze! — Kiejstut mu odpowié —
Jagiełło z Witoldem w przyjaźni zamłodu.
Przeciw mnie, nie jemu, on w tajemnéj zmowie.
Witold mu z całego najmilejszy rodu. —

Bojar głową trzęsie. Witold na koń skoczył,
Dosiada i pędzi na Wilno stolicę.
Kiejstut głowę zwiesił, wzrok dumą zamroczył,
Sparł czoło na dłoni, zatapia w tęsknicę.

Godzina minęła, mrok zapada szary,
Śniegi kręcą białe po jeziora lodzie,