Strona:Anafielas T. 3.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
118

Stoi stos, na nim łoże Olgerdowe.
On patrzy na stos, na łoże pogląda,
Wiliję żegna i gród Gedymina,
Dymy Zniczowe i swych ojców groby.

Aż żona, Xiężna Juljanna, do niego
Idzie i mnicha za sobą przywodzi.
— Mężu mój! Panie! — rzecze — życie całe
Tyś wiódł pogańsko! umrzyj Chrześcianinem!
Syny twe wiarę swéj matki przyjęli,
Po Rusi poszli chrztem świętym omyci.
Dokoła krzyże Chrystusowe stoją,
Patrzą ci w serce i okna zamkowe.
Wszak tyś sam nieraz starą schylił głowę
Bogu twéj żony. Umrzyj w mojéj wierze! —

Olgerd się podniósł, siwą trzęsie głową.
— Dajcie mi skonać, jak marli ojcowie,
Wśród swoich, w uczcie, z rogiem miodu w dłoni.
Nie chcę téj wiary, dla któréj od braci,
Od dziadów moich oddalić się trzeba,
I nie chcę bez nich chrześciańskiego nieba. —

Mnich mu cóś szepce, on mnicha nie słucha.
— Żyłem z mym ludem, umrę z moim ludem!
Wpuścić Kiejstuta, Lubarta, Jerzego,
I syny moje, i Jagiełłę mego.
Niechaj do uczty nakrywają stoły,