Strona:Anafielas T. 2.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
72

— Gdzież złoto? krzyknął; zkąd ono u ciebie? —
— Pójdę, rzekł stary, zdobędę na wrogu,
Zburzę mu miasta, wytnę w pień mieszkańców,
Ile rozkażesz przywiodę ci brańców,
Ile rozkażesz przyniosę ci złota,
Lecz nie bierz córki, bo mi weźmiesz życie! —
— Coż mi twe życie, rzekł Kunigas szydząc,
Stary, spróchniały dębie, coś niezdatny
Ani na belkę do chaty wieśniaka,
Ani na twardy oszczep dla wojaka?
— Na koń, bo miecza dobędę, na Bogi!
Nie probuj gniewu; gniew mój, — gniew Perkuna! —

Sudymunt jeszcze do nóg mu się rzucił
I płakał gorzko. — Mindows pchnął starego,
Szedł ku drzwiom, wiodąc Marti we łzach całą.
Lecz stary powstał i drzwi zaparł sobą.
— Nie pójdziesz! krzyknął, nie pójdziesz! chyba mnie
We własnym domu zabijesz na progu,
Zgwałcisz najświętsze gościnności prawo!
Nie weźmiesz Marti! Jabym dziecię moje
Dał w szpony kruka, co rozdarł swych braci,
Co stos ojcowski krwią starszych obroczył,
Co w sercu nie ma dla siérot litości! —
Jabym ci drogie oddał dziecię moje!!!
Nigdy! — Idź po mnie, zabij bezbronnego,
I śmiercią moją kup, jeśli chcesz, żonę! —