Strona:Anafielas T. 2.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
58

Ni rąk poruszyć, ni ratunku wołać,
Ni ocz rozewrzéć i odegnać mary.

Tak noc ubiegła, a straszne widziadła,
Na chwilę z piersi Mindowsa nie spadły.
Czy Kaukie[1] tak się mściły, że pokarmu
Nocnego dla nich u łoża nie było?
Czy Gajłę[2] Poklus wysłał, by go dręczyć?

Już kury piały, gdy ciężkie powieki
Rozwarł Kunigas, i z piersi westchnienie
Wzleciało. Spójrzał — Brzask jaśniał na wschodzie,
A wszystko jeszcze w śnie ciężkim leżało.
Podniósł się, czas mu do dębu świętego,
Wyrocznią Bogów usłyszéć. Przed sobą
Ujrzał Allepsa; starzec z siwą brodą
Skinął nań ręką i zniknął we mroku;
Wstał wnet i za nim, przyśpieszając kroku,
Szedł przed ołtarze dymiące trzech Bogów.

Już się ofiara paliła przed niemi,
I Wejdaloci ogień podsycali;
Alleps wszedł, skinął, zniknęli Kapłani;
Mindows sam jeden ze starcem pozostał,
Który na ogień rzucał liście suche,
Bursztyn, żywicę, włosy z bydląt głowy,

  1. Straszydła nocne.
  2. Jędza.