Strona:Anafielas T. 2.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
54

Krasnemi barwy i kruszcem odziane,
Stały, jak stoją u zamczyska progu
Słudzy xiążęcy, — straż starszemu Bogu.

Jedne na końskich nogach ludzkie ciała
Dźwigały z trojgiem głów i rąk sześciorą,
Drugie z piersiami siedmią wezbranemi,
Jakby siedm ziemi miały karmić niemi,
Siedziały w wieńcach ze kłosów i kwiatów.
Owdzie Lietuwa z kocią stała głową,
Z mieczami w rękach, do wojny gotową.
Daléj Ragutis gruby w saniach leżał,
I w ręku czaszę trzymał napełnioną,
Dwojgiem ust pijąc słodki miód kowieński.
Walginy posąg czworo głów kończyło:
Owcza, wołowa, ptasia i wieprzowa,
Na cztéry strony zwrócone patrzały,
Czworaki rodzaj zwierząt zasłaniały
Od moru, chorób i w przednówek głodu.
Tam Tawals, straszny kobiécemu oku,
Śmiał się bezwstydnie, jak kozioł lubieżny,
Na szyi dary młodzieży dźwigając:
Sznury korali, muszli i bursztynu.
Ogromnym wężem stał Auszlawis Bożek,
Chorym pomocny, i z roztwartéj paszczy
Srébrnym językiem zdał się ludzióm grozić;
Na szyi jego ofiar tyle było,
Że skórę węża i kształty zakryło,