Strona:Anafielas T. 2.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
317

Spleciona, jeszcze wlecze się po ziemi;
Z tak białą piersią i z takim uśmiéchem,
Z takiém na ustach i w sercu weselem. —

Gdy Mindows troską czoło swe zachmurzy,
Ona, jak wietrzyk wiejąc przeciw burzy,
Burzę i gromy daleko rozwieje.
Gdy gniew na sine usta mu wystąpi,
Ona uscisków i prośb nie żałuje;
Póty na swoich kolanach kołysze,
Póty go usty drobnemi całuje,
Dopóki gniewu nie odpędzi z twarzy,
I innym ogniem serca nie rozżarzy.

Nie darmo Doumand posły za posłami
Śle, żony swojéj do siebie przyzywa,
Nie darmo włosy wyrwał sobie z głowy,
I nocy jednéj nie zasnął spokojnie,
Nie darmo żalu po niéj, gniewu tyle.
— Weź ziemie moje, przez posły powiadał;
Nie tyle ważył, gdybym je postradał,
Ile jéj stratę — boś życia połowę
Wziął mi z nią z domu, bo piersi rozciąłeś,
I z piersi serce zakrwawione wziąłeś. —
Lecz darmo prosił i darmo zaklinał;
Mindows milczeniem zbywał jego posły,
A zamiast żony podarki mu dawał. —
Doumand podarki nazad mu odsyła,
I milczy teraz, ale milcząc knuje.