Strona:Anafielas T. 2.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
282

Wpadł, zniszczył, wrócił z łupem i jeńcami.
Danjel Halicki w ślad za nim się goni,
I zgliszcza puste osadza swojemi.
Łupy Mindowsu, Danjelowi kraje.
Zaledwie wrócił w nowogródzki zamek,
Połockie posły czołem biją jemu,
Proszą na wojnę przeciw Smoleńskiemu.
Mindows chorągiew trzechtwarzą rozwija,
Leci na Smoleńsk, pustoszy krainę,
A powróciwszy, zastał Tatar doma.
Więc na Talary gna z ludem, i z granic
Wypchnął najezdców i zatrzasnął wrota.
Nie śmié wróg napaść — Mindowsa poznali:
Ręka spoczęła i siły nabrała;
Na kogo wzniesie ją, nie ujdzie cało.

Zaledwie zima pochody strzymała,
Ale wre w sercu żądza niezgaszona,
Pragnie krwi jeszcze; długo wojnę zwlekał,
Bezczynny leżał, na to święto czekał.
Teraz nie łatwo zrzuci szłyka z czoła,
I do sąsiadów o pokój zawoła.

Wrócił na zamek, spójrzał po świetlicach.
Naprzeciw ojcu wyszło dzieci dwoje,
Same, i niéma komu wieść za rękę.
Pusto na zamku, pusto! Jeszcze słychać
Pogrzebu wonie; w niewieściéj komnacie