Strona:Anafielas T. 2.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
245

W duszy ma walkę, co mu patrzy z oczu,
Ale tajemnic płocho nie wygada.
Ku wierze zimny, z szyderskiém spójrzeniem
Na tajemnice najświętsze spogląda.
Ona — nam sprzyja — ona — zgody żąda,
I całą Litwę nawrócićby chciała.
Ale cóż może kobiéta u boku
Męża, co nie da niewieściemu oku
W duszę swą spójrzéć, kierować myślami? —
— Dobrze, Mistrz rzecze; gdy ona za nami,
Zdrowa twa rada, przyjmę ją, Komturze! —
Ostatnia próba, dziś nowe przymierze,
Król mi przysięże, nowe nada ziemie;
Szerzéj me prawa w téj karcie spisane,
I z niemi kiedyś dopomniéć się stanę
Wszystkiego kraju, którym Zakon z łaski
Jeszcze mu tylko zarządzać pozwala.
Jeśli się oprze poganin zuchwały,
Pokaże zdradę, i nie ujdzie cały. —

Mówił, gdy szelest na komnaty progu —
Wbiegli Bojary od Króla z pokłonem.
— Król, pan nasz, rzekli, chce Mistrza odwiedzić. —
— W porę! Mistrz szepnął. Czekam u drzwi pana,
Wdzięczen za łaskę. — I już ku drzwióm śpieszy,
Gdy Mindows w nich się ukazał witając
Mistrza skinieniem ręki, a Komtura
Głowy schyleniem, Biskupa półsłowem.