Strona:Anafielas T. 2.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
231

Swalgon na kiju zwieszony wciąż mruczał.
— Milcz! rzecze starszy Bojar do Swalgona,
Milcz! Sameś starą przyniósł w stryczek głowę,
Wiész, że śmierć karą za zuchwałą mowę. —
— I po śmierć szedłem, odrzekł Swalgon stary;
Po śmierć! bo ciężkie teraz nasze życie —
I dość już żyłem, i nadto widziałem,
Czego ojcowie nie dumali nasi,
Czegom nie marzył. Od wojny i moru,
Od głodu gorsze, wszystkich kar Perkuna.
Widziałem pana, co przedał poddanych,
Widziałem ludzi, co wiarę przedali,
Wrogów, co z wrogi drużbiąc się, bratali,
W sokolém gniezdzie czarne kruków plemię! —
Coż ujrzę więcéj i czego żyć dłużéj?
Czas umrzéć, każcie zdjąć mi z karku głowę,
I u świętego dębu tu pochować. —

Mindows powstaje, oczy w górę zwrócił;
Usta mu drgały, wstał, podniósł prawicę,
A już siepacze starca pochwycili,
Myśląc, że da znak kary na zuchwalca. —
— Puścić go! krzyknął, niech idzie swobodny. —
I usiadł na koń; zdziwiony dwór cały
Na pana swego poglądał zwątpiały.
— Puścić! powtórzył Mindows niecierpliwie.
Idź, starcze, Litwą, rzekł głosem stłumionym,
Powiedz coś mówił, powiedz jak słuchałem,