Strona:Anafielas T. 2.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
21

A bracia stali, patrzali na siebie,
Ręce spuścili, czoła krwią oblane,
Wstyd i gniew w fałdy pogiął, jako morze
Burza najeża falami gęstemi.
Milczeli, ale dusze ich się rwały
Zemstą targane — Stali i skinęli
Wzajem na siebie. — Zasłona zadrżała,
Wyszli obydwa. — Mindows rzucił okiem,
Dójrzał przyszłości; na Smerdę zawołał.

— Tikimas[1], rzecze, idź, śledź braci kroki,
Oni nie darmo za ręce się wzięli
I wyszli zgodni. — Oni knują zdradę,
Miéj na nich oko. Znam ja moich braci,
I wrogów, co ich nie lękam się tyle. —
Z tamtemi w polu spotkam się, zwyciężę —
Ci w domu, we śnie, gryść będą jak szczury
Drogą spokojność — i wierność lenników
Złotem psuć swojém, łaski obietnicą.
Ślad w ślad za niemi. — A kiedy usłyszysz
Nie wieść o zdradzie, ale domysł zdrady,
Do mnie powracaj. — Lekarstwo na zdradę
W ręku mam silne — Ja ich uspokoję. —
Tikimas głową skinął i na sercu
Rękę położył i zniknął z komnaty.





  1. Wierny.