Strona:Anafielas T. 2.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
135




XVII.

Nazajutrz, ledwie świt szary na niebie,
Drzwi skarbcu Kniazia naoścież otwarto.
Skarbiec Mindowy nie był jeszcze pusty.
Trzy pokolenia kładły w niego łupy,
A rzadko stary Dozorca wyjmował. —
Drogiemi szaty uwieszone ściany,
Świecił złotogłów, jaśniały purpury,
Pawłoki kraśne, suknie srébrem tkane,
Pasy z spięciami bogato kutemi,
Z góry do dołu zawieszały ścianę.
Daléj, futrami jeżyła się druga,
Ruskich soboli pękami bez liku,
Kuny drogiemi, lisy, niedźwiedziami.
Na lewo oręż połyskał bogaty,
Tarcze kamieńmi wokoł nabijane,