Strona:Anafielas T. 1.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
52

Zobaczysz, jeśli śmiało nie uderzę,
Jeśli ci skóry świeżéj nie przyniosę. —
— Jeszcześ zasłaby — znów stary odpowié.
— Jeszczem zasłaby? Ojcze! patrzaj siły! —
To mówiąc, oszczep wiszący na ścianie
Porwał i strzaskał zgięty na kolanie,
A reszty jego, jak trzcinę, odrzucił;
I spójrzał dumny, a pierś mu westchnieniem
Wzniosła się, ogniem blada twarz spłonęła;
Otrząsnął włosy i stanął milczący.
A stary patrzał na drzazgi oszczepu,
To na młodzieńca, to na swoje dzieci,
I już nie wiedział, jak mu odpowiedzieć.
— Ojcze! mam siłę! Jutro dzień mój piérwszy —
Zawołał Witol i uklęknął przed nim;
A silne ręce ścisnąwszy, wejrzeniem
Błagał, ażeby znów mu nie odmówił.
— Jutro, wszak prawda? —
— Jutro dzień złowrogi —
— Po jutrze, ojcze! po jutrze, lub nigdy!
Pozwolisz, albo już ja sam polecę,
Pójdę, a więcéj nie powrócę nigdy;
Będę się błąkał po puszczy głębokiéj,
Bo mi kobiéce obmierzło już życie;
Pójdę i dam się zabić gdzie na wojnie,
Bo dom mi obrzydł i spokój nasycił,
Bo serce w świat się oddawna wyrywa,
I nad to życie, śmierćbym wolał raczéj. —