Strona:Anafielas T. 1.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
25

Niech nie wié, kto mu ojcem, a kto matką;
Niech długo nie wié! Ja po nad nim zdala
Będę czuwała macierzyńskiém okiem.
Dając mu życie, ciężki los mu dałam;
Serca o przyszłość wówczas nie pytałam;
Ale do walki ja udzielę siły.
Wzrośnie on! wówczas drżyjcie nawet Bogi!
Olbrzymy! ludzie! uderzcie mu czołem!
Wszystkich on ziemi mieszkańców zwycięży.
Króle i duchy zdumieni upadną
I harde głowy u stóp jego skłonią.
W kolebce wrogi mogłyby go zdusić.
Ty, siostro, ukryj niepoznane dziécię;
A za to jakiéj zapragniesz ofiary,
Jakiéj zażądasz ode mnie nagrody,
Wszystko dla ciebie, dla niego uczynię! —
Rzecze Nijoła: — Wróć mi męża miłość!
Ja syna twego ocalę, ukryję,
Najlepszéj straży tajemnie poruczę,
I za to tylko chcę kroplę miłości.
O! gdybyś mego życia tajemnice,
Mąk moich wszystką okropność wiedziała!
Co mi z tych ofiar, które ludzie święcą?
Co mi z tych modłów do mnie się cisnących?
Co mi z ołtarzy, które biédni stawią?
Lepiéj mi było, gdym nie żoną Boga,
Lecz wolną była litewską dziewczyną.
Krumine matka próżno się cieszyła,