Strona:Anafielas T. 1.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
284

Jak Bóstwo, wita, uderzywszy czołem.
Ptak głos radośny ostatni wydaje,
Wzleciał, nie ptakiem — rycerz to na koniu
Złotemi skrzydły pędzi wschodnią drogą;
Z gwiazdą na czole i gwiazdą na piersi,
Z białym na ręku sokołem, z ogary,
Na Anafielas odważny się wspina.
Za nim tuż tęskny duch orlicy leci;
Spogląda na wschód, to na dziécię swoje,
To znów na niego, dzieląc się na dwoje.
Znikli. A chłopię w gnieździe się obudzi,
Z strachem pogląda na stojących ludzi,
Wyciąga ręce za matką orlicą.
Witen do piersi przytula je swojéj.
— Boski dar — rzecze — radośnie przyjmuję.
Niechaj na Bogów służbę się wychowa.
W gnieździe znalezion, gniazdo da mu imie.
Lizdajkon[1] będziesz zwał się, orli synu!




Koniec.




  1. Lizdas — gniazdo; patrz w Stryjkowskim podanie o przodku Radziwiłłów Lezdejce, albo właściwiéj Lizdajkonie.