Strona:Anafielas T. 1.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
160

Wielem tam cierpiał w piérwszych lat posłudze!
Bogowie moi przez ręce kapłanów
Ciężkich prób po mnie z początku żądali.
Nie było nawet na modlitwę czasu —
Wodę mi nosić, drwa rąbać kazano,
Ognia pilnować, kiedy wszyscy spali,
Lub Wejdalotóm sporządzać jedzenie.
Trudno tam piérwsze lata wytrwać było;
Ale Auszlawis dodawał mi siły.
Karmiąc Giwojte, łaskę ich zyskałem.
Ja jeden potém służyć im chodziłem,
I mnie jednego w podziemnéj świątyni
Nie sykiem, ale pieszczotą witały.
Z sługi zostałem świątyni strażnikiem.
Lżejsze to życie. Ale mi niedługo
Ostatek siły odebrały Bogi.
Musiałem tutaj, żebrając jałmużny,
Nad świętą rzeką usiąść śmierci czekać. —

— I więcéj swego nie widziałeś sioła? —
Zapytał Witol starego kapłana.
— O! raz tam byłem przechodem — rzekł cicho,
W lat dziesięć może po ucieczce z domu.
W jesienny wieczór ujrzałem przed sobą
Rodzinną wioskę; i anim z radością,
Anim ją z żalem ujrzawszy, powitał;
Byłem jéj obcy: bo tu moja dusza
Srodze się łzami i wstydem napiła.