Strona:Anafielas T. 1.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
157

Nie płacz, nie płacz pokryjomu,
Łzom swym nie daj biedz.
Jakeś strzegła ognia w domu,
Będziesz u nas strzedz.


Ale, śpiewając, na twarz jéj patrzałem.
Łez tam nie było! Zaraz źle wróżyłem.
Która nie płacze po rodziców domu,
I po mężowskiéj nie zapłacze śmierci.
Biegłem przed niemi, wróciłem do chaty,
I smutny siadłem za zasłanym stołem.
Wtém Żaltis święty z pod ławy swą głowę
Pokazał żółtą i do rąk mi przyszedł.
Smutniejszy jeszcze wziąłem go na piersi,
I we drzwi chaty niespokojném okiem
Patrzałem. Aż-ci turkot na podwórku.
— Już Keleweże wiezie pannę młodą! —
Wołają wszyscy i naprzeciw biegną.
On u drzwi konie zhukane porzucił,
Wbiegł w izbę, i chciał na stołek wyskoczyć,
Na który późniéj sadzą pannę młodą;
Ale się noga sękata złamała,
Zśliznął się, upadł, i z rozbitą głową
W komorze z strachu ukryć się poleciał.
Zła to jest wróżba. A gdy weszli druhy,
Musiano drugi stołek przygotować,
Żeby Baniutę pośród nich posadzić.