Strona:Anafielas T. 1.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
130

Lecz duchów nawet odpędzi od ciebie.
Weź go. To druga jest po mnie puścizna.
Gdy się stos święty zawali pode mną,
Idź z nim w tę stronę, w którą cię powiedzie
Piérwszy liść wiatrem przed tobą pędzony.
On przeznaczenia pokaże ci drogę. —


To rzekł, i zwołał starzec Wejdalotów.
Przyszli z nieszczérą obłudników twarzą,
Spuszczoném okiem i kornym pokłonem.
Dawno już oni téj chwili czekali,
Bo jeden z nich miał nastąpić po Krewie.


— Zwołajcie lud mój — rzekł starzec. — Ja czuję,
Że czas mi spłonąć na śmiertelnym stosie.
Wielką zgotujcie ucztę i ofiarę,
Bo pora Bogów straszny gniew przebłagać. —
Upadli przed nim i poszli z rozkazem.
Każdy przed sobą niósł laskę poselską,
I ze wsi do wsi, od chaty do chaty,
Lud zwoływali na obrzęd w Romnowe.


Wszyscy śpieszyli, zewsząd lud się cisnął.
W puszczach głębokich wieścią obudzony