Strona:Anafielas T. 1.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
101

— Oto jest — rzecze — syn twojego brata.
Wiész, jakie losy Perkun mu gotuje.
Chceszli go przyjąć, wyuczyć tajemnic,
I wlać mu mądrość, którą sam posiadasz,
Do przyszłéj walki uzbroić go w siły? —

— Straszny — rzekł starzec — straszny gniew Perkuna!
Zemście się jego nie oprą i Bogi.
Gdzież skryć się przed nim? dokąd nie dosięże?
Dokąd posłańcy jego nie dolecą?
Przez siedém światów piorun jego bije,
Za siedém mórz się prawica wyciąga,
A jego duchy do pieczar Poklusa
I do krainy wschodniéj dolatują.
O Dejwa! straszny, wielki gniew Perkuna!
Bo w jednéj chwili w proch ludzi druzgota! —
— Lękasz się — Milda odrzekła powolnie. —
Nikt tu dziecięcia nie znajdzie u ciebie.
Ja ducha zemsty w inną stronę zwiodę;
Inne, daleko, w drugim końcu świata,
Naznaczę dziécię na zgubę i zemstę.
Przyjm go! Sierota, on nie ma nikogo,
Ni matki nawet! bo i ja dla niego
Zrzec się go muszę, by, kryjąc, nie zgubić!
Na pamięć brata, co w śmierci godzinie,
Kiedy duch jego na wschód ulatywał,
Jeszcze o tobie wspominał przed zgonem,
Ty przyjm go, starcze! ocal od zagłady! —