Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie oddała Cezaremu? Oszczędziłabyś sobie i mnie widzenia się, przykre to dla obojga“-
— Prawda — odpowiedziała, nie przestając być łagodną — ale ci je oddam zaraz, są tam...
Poszedłszy za nią do pokoju, spostrzegł łóżko rozebrane i przykryte na prędce obie poduszki, poczuł woń papierosów palonych i toaletowych pachnideł kobiecych, które poznawali zarówno jak i stojącą na stolika szkatułkę, wysadzaną masą perłową. Ponieważ obojgu przyszła jedna myśl, rzekła otwierając pudełko: „Nie wiele tego jest... nie byłoby czem ognia rozpalić...“
Milczał, wzburzony, z usty spalonemi, wahając się, czy się zbliżyć do tego łóżka w nieładzie, przy którem przeglądała listy, poraz ostatni, z głową pochyloną, z karkiem jędrnym i białym pod upiętym wysoko warkoczem i w penioarze wełnianym, luźnym w pasie, miękim wolnym...
— Oto masz! Wszystkie są.
Wziął paczkę, żywo ją włożył do kieszeni gdyż myśli jego inny odrót przybrały i zapytał:
— Więc zabrał swoje dziecko? Dokądże jadą?