Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

one zadać ufającemu uczuciu. Ach, gdybyż ją mógł porwać i uciec z nią! Wiedział, że byłoby to końcem jego udręczeń; ale stary Bouchereąu nie chciał odstąpić od oznaczonego terminu, ani na jedną godzinę:
— Jestem stary, jestem chory... Nie zobaczę już mego dziecka, nie pozbawiaj mię więc tych dni ostatnich...
Pomimo fizyonomii ostrej, ten wielki człowiek był najlepszym z ludzi. Skazany nieodwołalnie w skutek choroby sercowej której postępy sam śledził i konstatował, mówił o niej z zimną krwią godną podziwienia, prowadził dalej swe kursa, dusząc się, udzielał rad pacyentom, mniej chorym od niego. Jedna tylko słabostka tkwiła w tej wielkiej duszy, cechując chłopskie jego pochodzenie z Tourangeau: cześć dla tytułów i szlachectwa. Wspomnienie wieżyczek w Castelet i stare nazwisko d’Armandy nie były bez wpływu na postanowienie przyjęcia Jana za męża swej synowicy.
Zaślubiny miały się odbyć w Castelet, aby nie poruszać z miejsca biednej matki, która co tydzień przesyłała przyszłej synowej bardzo serdeczny i czuły list, dyktowany Diwonnie, lub której z małych niewiast z Betanii. Błogo