Przejdź do zawartości

Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wabowi życia we dwoje, przy obustronnej dobroci i słodyczy.
Odwiedzanie Dechelette’a odrywało Gaussina od nizkiego, ordynarnego otoczenia, w jakiem wlókł egzystencyę małego urzędniczka, żyjące go z metresą. Lubił on rozmowę tego uczonego ze smakiem artystycznym; tego filozofa w perskim szlafroku, lekkim i luźnym, jak jego doktryny: opisy podróży, w jaknajkrótszych słowach szkicowane i tak odpowiednie do tych obić wschodnich, do złoconych posążków Buddy, potworów z bronzu i egzotycznego przepychu olbrzymiego przedsionka, gdzie światło, padając z góry, przypominało głąb parku. W świetle tem chwiały się delikatne liście bambusowe palmy wycinane jak paproć drzewna i ogromne liście strillicyi, pomieszane z rododendronami, co giętkie jak rośliny wodne, chłodu i wilgoci szukają.
W niedzielę zwłaszcza, z tem dużem oknem wychodzącem na ulicę pustą latem, drganie liści, zapach świeżej ziemi u stóp roślin, była to wieś pod lasem, prawie jak w Chaville, bez sąsiedztwa i trąby Hettémów. Goście tam nigdy nie bywali; raz jednakie, Gaussin i kochanka