Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Zmieniam tunikę po wyścigach wozów... przyjdź do mojej loży...“
— Nie, nie czytaj tego!
Poskoczyła ku niemu wyrwała z rąk całą plikę i wrzuciła w ogień; on jednak nie zrozumiał tego widząc ją klęczącą u kolan swoich, zarumienioną odblaskiem płomieni i poniżającem wyznaniem.
— Byłam młoda, to Caoudal... ten szaleniec... Robiłam, co on chciał.
Wtedy dopiero pojął ją i zbladł strasznie.
— Aa! tak... S fo... cała lira. — I odtrącając ją nogą, jakby plugawe zwierzę, zawołał: — precz, nie dotykaj mię, brzydzę się tobą!
Ale krzyk jego przytłumiony został przeraźliwym, blizkim i przeciągłym hukiem piorunu i jednocześnie jaskrawo światło pokój cały oblało... Ogień!... Zerwała się zalękniona, machinalnie wzięła karafkę stojącą na stole, by ją wylać na ten stos papierów, których płomień obejmował sadze z ubiegłej zimy; potem chwytała garczek, dzbanki... w końcu, widząc, że nic nie poradzi, że iskry wylatają aż na środek pokoju, wybiegła na balkon, z krzykiem: „pali się! pali się!