Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stosunku a Caoudalem, schadzki, kolacyjki, wycieczki zamiejskie, potem swary, błagalne powroty, krzyki niecne, ohydne obelgi, godne parobka, przerywane naraz żartami, konceptami, wyrzutami wyszlochanemi, całą obnażoną słabością wielkiego artysty wobec zerwania i opuszczenia.
Ogień ogarniał to wszystko, wyrzucając długie płomyki czerwone, w których dymiły się i kurczyły: ciało, krew, łzy genialnego człowieka; ale cóż to obchodziło Fanny, całkowicie oddaną młodemu kochankowi, którego śledziła okiem, którego gwałtowna gorączka paliła ją poprzez ubranie obojga. Przed chwilą znalazł portret robiony ołówkiem, podpisany przez Gavarniego. z dedykacyą: „Dla mojej przyjaciółki Fanny Legrand, w oberży, w Dampierre, pewnego dnia, kiedy deszcz padał“. Była to głowa inteligentna i bolejąca, z oczami zapadłemi, z jakiemś piętnem goryczy i zniszczenia.
— Kto to jest?
— Andrzej Dejoie... Miał dla mnie wartość, z powoda podpisu...
— Możesz go zachować — odpowiedział z takim przymusem, tak smutno, że wzięła rysunek i zmiąwszy go, rzuciła w ogień, podczas gdy