Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjaciółmi była tylko pozorną, gdyż w istocie on był najpierwszym ich sługą; każdy z nich, dla osiągnięcia swych celów i przedsięwzięć, uciekał się do jego potężnéj pomocy i każdy ją zawsze otrzymywał, gdyż odmówienie téjże pociągnęłoby za sobą osłabienie wiary w jego siłę, byłoby zrzeczeniem się dowództwa. Wkrótce jednakże, wszystko to, czego się dopuszczał dla dopięcia własnych celów i dla popierania przedsięwzięć innych, sprawiło, że został nań wydany wyrok banicyi i ani jego świetny ród, ani koligacye, ani przyjaciele, ani nawet bezprzykładna zuchwałość, z którą stawiał czoło wszelkim prawom boskim i ludzkim, jakotéż i najbardziéj potężnym wrogom, nie zdołały go obronić: musiał kraj opuścić. Sądzę, że wypada odnieść do owéj chwili jego żywota przygodę, wielce charakterystyczną, o której Ripamonti tak mówi: — „Kiedy już zmuszony był wynosić się z kraju, wstyd z tego powodu, chęć zachowania w tajemnicy owego wyroku, poszanowanie, które miał dla prawa, były następujące: przejechał przez miasto na koniu, przy odgłosie trąb i z wielką zgrają psów, a mijając trybunał, zatrzymał się i strażom, które tam stały na warcie, kazał powiedziéć gubernatorowi w swojém imieniu tysiące obelg.“
Na wygnaniu nie zerwał stosunków z dawnemi przyjaciółmi, którzy, tłómacząc dosłownie z Ripamontiego. „pozostali złączeni z nim tajemną ligą narad okrutnych i rzeczy strasznych“. — Zdaje się nawet, iż wówczas zaczął się dopuszczać gorszych jeszcze zbrodni, zyskawszy sobie bardziéj potężnych sprzymierzeńców, o których ten sam dziejopis mówi pobieżnie tylko i z wielką tajemniczością: — „Nawet kilku zagranicznych książąt — powiada — nieraz nim się posługiwało dla spełnienia jakiegoś zabójstwa wielkiéj wagi, i często, zdaleka, przysyłało mu zbrojne posiłki, aby służyły pod jego rozkazami“.
Nareszcie (niewiadomo po jak długim przeciągu czasu) czy-to w skutek cofnięcia wyroku banicyi, który mógł nastąpić dzięki jakimś wpływom potężnym, czy w skutek zuchwałości tego człowieka, która mu za wszelkie ułaskawienia starczyła, umyślił do kraju powrócić i istotnie tam wrócił; lecz już nie do Medyolanu, ale do swego zamku, położonego na saméj granicy Bergamo, prowincyi; która, jak to wie każdy, należała podówczas do rzeczypospolitéj weneckiéj. — „Ten zamek — mówi również Ripamonti — był jakby sklepem najstraszliwszych towarów: słudzy, skazani na stracenie, na głowy których wyznaczona była cena i których rzemiosłem było teraz ścinanie głów, kucharz, ani też kuchta nie byli także wolni od jakiéjś okropnéj zbrodni, nawet ręce dziecinne były we krwi ludzkiéj zbroczone“. — Oprócz tak pięknego otoczenia, miał jeszcze, jak zapewnia ten sam dziejopis, cały zastęp ludzi, nie mniéj godnych,