Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać, aż dopókąd nie ustaną niegodziwości wszelkiego rodzaju, aż dopókąd na świecie nie będzie się działo trochę więcéj po bożemu; bo powiedźcież mi, proszę, albo to nie prawda, że są ciemiężcy, tyrani, którzy postępują wbrew przykazaniom boskim i sami szukają ludzi spokojnych, którzy ani ich znają, ani o nich chcą wiedziéć, aby najrozmaitsze im krzywdy wyrządzać? A potém kto ma słuszność? zawsze oni, zawsze ciemiężcy. Ba, nawet im więcéj który z nich nabroi, tém wyżéj głowę podnosi. Takie to sprawy, moi mili panowie. Oj! i w Medyolanie nie brak pewnie tych ptaszków!
— Że nie brak, to nie brak, my to wiemy najlepiéj — odrzekł ktoś z westchnieniem.
— A co? byłem tego pewny — mówił daléj Renzo: — bo to przecież i u nas także o tém mówią. Zresztą nawet i nie może być inaczéj, bo, przypuśćmy naprzykład, że jeden z takich panów mieszka sobie naprzemian to na wsi, to w Medyolanie, a skoro na wsi jest z niego szatan wcielony, to i w mieście, jak sądzę, nie może być anioł. Otóż, powiedźcie mi proszę, czy kto kiedy widział takiego jegomościa za kratą? A jednak (to już ja mogę wam śmiało powiedziéć) są wyroki piękne, drukowane, wyraźnie na to wydane, aby ich karać, wyroki nie byle jakie, mądre, bardzo mądre, takie, iż lepszych życzyć sobie nie można; w nich czarno na białém stoją wypisane wszystkie niegodziwości, których się ci panowie dopuszczają, a za każdą jest i kara, surowa kara. I powiedziano tam: niech to będzie kto chce: czy chłop, czy pan wielmożny, skoro zawinił, musi być karany. Ale spróbujcież udać się do tych doktorów, do tych prawników, do tych faryzeuszów, prosząc, aby wam dopomogli, aby waszę sprawę osądzili po bożemu; tak was zechcą słuchać, jak papież łajdaków; doprawdy w głowie się może pomieszać każdemu poczciwemu człowiekowi, gdy o tém wszystkiém pomyśli! Rzecz więc oczywista, że król, że ci, co rządzą, chcieliby, aby każdy łotr był karany, ale cóż z tego, kiedy te łotry mają siłę i wszyscy się razem trzymają i kpią sobie z wyroków i z prawa! A więc trzeba już temu, raz koniec położyć; trzeba iść jutro do Ferrera, bo to przecie ludzki człowiek, pan co się zowie; dziś każdy mógł widziéć, jak mu było przyjemnie znajdować się wśród nas biedaków i jak się starał usłyszéć wszystko, cośmy do niego mówili, i jak grzecznie nam odpowiadał. Trzeba iść do Ferrera i powiedziéć mu wszystko, co się dzieje; co do mnie zaś, to potrafię mu także wiele ciekawych wiadomości udzielić, opowiem mu o tém, żem widział na własne oczy wyrok z herbami i pieczęciami, wyrok, napisany przez tych, którzy rządzą, i imiona ich były tam wydrukowane jasno i wyraźnie, aż trzech ich się podpisało, a pomiędzy niemi i Ferrer, wi-