Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a ja żądam nie byle czego. Twój głos jest najpiękniejszy i mnie musisz go oddać. Żądam za mój napój to, co masz najlepszego.
— Lecz cóż mi pozostanie, gdy zabierzesz mi głos? — pytała syrena.
— Twoja piękna postać, powiewny chód i wyraziste oczy, któremi możesz ludzi oczarować. No cóż, straciłaś odwagę? Pokaż języczek, abym ci go mogła odciąć, a wtedy dopiero otrzymasz napój.
— Uczyń to — rzekła syrena, — a czarownica zasiadła przed kotłem, aby gotować czarodziejski płyn. — Czystość jest połową dzieła — rzekła i wytarła kocioł pękiem wężów. Wtedy dopiero zadrasnęła się w pierś i wpuściła kroplę czarnej krwi do środka. Para utworzyła wtedy nad wszystkiem gęsty obłok, a czarownica czyniła nad kotłem coraz nowe dziwy. Wreszcie napój był gotów i wyglądał, jak najczystsza woda.
— Masz go — rzekła czarownica i jednocześnie obcięła syrenie język; od tej chwili stała się ona niemą. Nie mogła już ani śpiewać, ani mówić.
— Jeśliby cię polipy chciały napaść, gdy będziesz przez mój las powracała — dodała jej na pożegnanie czarownica — pryśnij na nie tym płynem, a wtedy ramiona im się rozpadną na tysiączne kawałki.
Ale ostrzeżenie czarownicy było zbyteczne, polipy rozsunęły się przerażone, gdy zobaczyły lśniące, jak gwiazdę, naczyńko z napojem w ręce syreny. Tak bez przeszkody przebyła las, bagno i wiry.
Teraz zobaczyła zdaleka rodzinny zamek. W sali balowej światła już nie płonęły. Wszyscy tam zapewne spali, ale syrena nie od-