Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednocześnie do przytomności i uśmiecha się do otaczających. Tylko do niej, która go uratowała, nie uśmiechnął się ani razu, dlatego, że jej nie mógł dostrzedz i nic o niej nie wiedział. Wtedy syrenę ogarnął smutek i, podczas gdy księcia prowadzono powoli w stronę białego budynku, zanurzyła się rozżalona w morze i wróciła do zamku ojcowskiego.
Mała księżniczka była zawsze małomówną, ale teraz stała się jeszcze cichszą i bardziej zamyśloną. A gdy ją siostry pytały, co ujrzała po raz pierwszy na powierzchni, nie odpowiedziała im nic na to.
Co wieczór i co rano płynęła teraz syrena do miejsca, gdzie pozostawiła księcia, a przez ten czas owoce w ogrodzie klasztornym dojrzały i zostały zebrane, potem śniegi coraz gęściej rozpostarły się na górach, lecz księcia nie ujrzała już wcale i coraz smutniejsza wracała do domu. Jedyną jej rozrywką było wtedy przesiadywanie w ogródku z rękoma oplecionemi dookoła marmurowego posągu tak podobnego do księcia. Kwiaty, nie tak już teraz starannie pielęgnowane jak dawniej, rozrosły się powoli jak w puszczy i posplatały swe łodygi z gałęźmi wierzby, od czego naokoło pod drzewem zrobiło się prawie ciemno.
Wreszcie kiedyś mała księżniczka, nie mogąc dłużej taić swego smutku, opowiedziała jego przyczynę jednej z sióstr, od tej zaś dowiedziały się wszystkiego inne, lecz nikt więcej tylko one i parę najbardziej zaufanych innych syren, które to znów powtórzyły pod sekretem swoim przyjaciółkom. Jedna z ostatnich wiedziała coś o księciu, spotkała też jego okręt, płynący w dniu urodzin młodego władcy, wiedziała, gdzie teraz przebywa i gdzie znajdowało się jego księstwo.