Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

można nigdy wiedzieć z góry, co będzie śpiewał, a tutaj to jest zawczasu wiadome. Wiedząc zaś, można się do tego odpowiednio usposobić, można to sobie wytłumaczyć, można wreszcie posłusznego ptaka otworzyć i bez niczyjej pomocy przekonać się, jak są osadzone kółka i walce, jak się poruszają, wywołując dźwięki jedne za drugimi.
— Tak, to było naszem największem pragnieniem, — przyznawali mu wszyscy i cesarskiemu dostawcy pozwolono nazajutrz pokazać słowika ludowi.
— Niechaj też jego śpiew usłyszą, — polecił cesarz.
Nazajutrz lud słuchał słowika, zadzierając głowy do góry i poruszając sztywnymi warkoczami i był tak prawie zajęty, jak wtedy, kiedy się pije herbatę, co jest w Chinach prawie obrzędem. Lud był zachwycony, i wszyscy jednogłośnie rzekli: „aaa“, podnosząc palce wskazujące w górę, a potem na dół je opuszczając, co u Chińczyków oznacza szczyt zastanowienia. Tylko ubogi rybak, który przedtem słyszał prawdziwego słowika, zachował się trochę inaczej. Nie powiedział „aaa“, bo był dziwnie milczący, czego się zapewne nauczył, obcując z rybami. A gdy sztuczny ptak skończył i wniesiono go z powrotem na drogocennej poduszce w głąb zamku, pomyślał tylko po cichu: — tak, to dźwięczy pięknie i jest nawet podobne do słowika, ale czegoś tam brakuje, czego sobie dobrze wytłumaczyć nie potrafię.
Żywy słowik został tymczasem zaocznie wygnany edyktem cesarskim z miasta i kraju.
Sztuczny ptak zajął teraz honorowe miejsce w sypialni cesarskiej, tuż obok łoża. Złoto i drogie kamienie, jakie ciągle