Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po jego brunatnym surducie i otwierały naprzemian i zamykały guziki. Wkońcu wskazał kanapę i wypowiedział z niezgrabnym ukłonem:
— Proszę panów zająć miejsce.
Teraz rozróżniało się wyraźnie jego delikatną, dziewczęcą twarz, niebieskie oczy i dołek na brodzie.
— Dziękuję panu, rzekł dobrodusznie książę Cheine, uważnie go oglądając.
— Dziękuję, odpowiedział chłodno Mikołaj Mikołajewicz. Obaj stali jednak dalej. — Mamy panu tylko dwa słowa do powiedzenia. Ten pan, to księżę Wasyl Lwowicz Cheine, marszałek gubernji. Ja jestem jego szwagrem, Mirza Bulat-Tuganiewski i jestem podprokuratorem państwowym. Sprawa, która nas do pana sprowadza, dotyczy nas obu, księcia i mnie, lub raczej mojej siostry księżnej.
Joltkow, który stracił teraz do reszty panowanie nad swymi ruchami, opadł na kanapę i mruknął: „Proszę panów, usiąść“. Później jednak przypomniał sobie swoje bezowocne zaproszenie przed chwilą, bo zerwał się z miejsca, podbiegł do okna i znowu powrócił na dawne miejsce. I znów poruszały się jego drżące ręce, dotykały guzików, rudego wąsa i twarzy.