Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



IX.

Przejęta niejasnem przeczuciem, wstępowała księżna Wiera na stopnie terasy i weszła w dom. Już z daleka słyszała nieprzyjemny głos swego brata Mikołaja i zauważyła też wkrótce jego wysoką i chudą sylwetkę chodzącą w rozdrażnieniu tam i napowrót. Wasyl Lwowicz siedział przy stoliku do gry i opuścił nisko swą dużą głowę z jasnemi, krótko przyciętemi włosami, białą kredą rysował na zielonem suknie stołu.
— Już od dawna domagałem się tego! — krzyczał zirytowany Mikołaj, robiąc równocześnie ruch ręką, jakby chciał jakiś niewidoczny ciężar na ziemię rzucić. — Tak, już od dawna żądam, żeby raz wreszcie położyć kres tym idjotycznym listom. Czy nie zarzucałem wam jeszcze przed ślubem, że widzicie tylko komiczną stronę rzeczy i cieszycie się nią jak dzieci!... Ah, doskonale, że przychodzisz Wiero, mówimy właśnie o twoim wielbicielu, twoim P. P. J. Uważam, że ta korespondencja jest oburzająca i niesmaczna.
— Korespondencja nie istniała nigdy,