Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



III.

Czem ja byłem potem? Raczej niech szanowny pan zapyta, czem ja nie byłem? Jakie mnie się przytrafiały koziołki! Byłem dziesiętnikiem przy budowie kanałów, byłem palaczem przy nawigacji Azowskiej, byłem rysownikiem, komiwojażerem, uczniem u dentysty, nosiłem worki w przystani, a w tem mieście byłem nakładaczem w drukarni W tym czasię, gdy byłem nakładaczem, ożeniłem się. Głupio to wypadło. No, ale wszystko jedno, bom w półtora roku uciekł i porzucił żonę z dzieckiem. Zajmujące mieliśmy dziecko, po prostu rozkosz! Ale, bo ja też wogóle do szaleństwa kocham dzieci i zwierzęta. Rozeszliśmy się bez żadnych ceregieli. Nie było ani kłótni, ani bitki, ani zdrady. Po prostu mnie coś pognało pewnego majowego poranka. Przy tem miałem takie przekonanie, że bezemnie to sobie żona potrafi jakoś takoś urządzić życie, a przy mnie musi wszystko pójść w djabły. Wobec tego, nie mówiąc ani słowa, zakrywszy płaszczem pół twarzy,