Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjazne rżenie. Posadzono go za stołem, częstowano wódką i kiełbasą. Chcąc się zrewanżować, Lichonin posłał znajomego „bosiaka“ po piwo i ze szklanką w ręku wygłosił trzy bezsensowne mowy: jedną o niepodległej Ukrainie, drugą o zaletach małoruskiej kiełbasy, w związku z urodą i gospodarnością kobiet małoruskich, trzecią zaś o handlu i przemyśle na południu Rosji. Siedząc obok Łukerji, usiłował objąć ją wpół, a ona nie sprzeciwiła się temu; ale nawet i jego długie ręce nie mogły ogarnąć tej zadziwiającej objętości. Ona wzamian mocno, do bólu, ściskała pod stołem jego dłoń w swej ogromnej gorącej jak ogień ręce.
Wtedy właśnie pomiędzy przekupkami, które dotąd całowały się czule, ujawniły się jakieś dawne niezlikwidowane krzywdy. Dwie baby, nachyliwszy się do siebie, jak koguty, gotowe skoczyć do walki, ujęły się rękami pod boki i obrzucały jedna drugą rynsztokowemi obelgami.
— Głupia, ścierwo, córka sobacza! krzyczała jedna — nie warta jesteś mnie o tu pocałować. I obróciwszy się tyłem do swej przeciwniczki głośno klasnęła sobie poniżej pleców. — Ot tutaj! O tu!
Druga zaś w odpowiedzi zapiszczała wściekle:
— Łżesz k... bom warta, warta!
Lichonin skorzystał ze sposobności. Udając, że sobie coś przypomniał, pospiesznie zeskoczył z ławy i zawołał:
— Poczekajcie mnie ciotko Łukerjo, powrócę za trzy minuty — i dał nura przez żywy mur widzów.
— Paniczu, paniczu! krzyczała za nim jego sąsiadka: — wracajcie corychlej. Mam wam coś do powiedzenia.
Dostawszy się za róg ulicy, przez pewien czas