Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jadam obiadu przy wspólnym stole, że sama myję i wycieram naczynia. Dlatego też staram się odzwyczaić od siebie Mańkę, którą kocham szczerze, prawdziwie. Lecz tych dwunogich podleców zarażam z rozmysłem i zarażam codziennie, co wieczór, po dziesięć i piętnaście osób, niech gniją, niech przenoszą zarazę na swe żony, kochanki, matki, tak, tak i na matki i na ojców, i na guwernantki, a nawet choćby i na prababki. Niech zginą wszyscy ci podli uczciwcy!
Tamara ostrożnie i czule pogładziła Gienię po głowie.
— Czy rzeczywiście chcesz wytrwać do końca Gieniu?
— Tak i bez wszelkiej litości. Nie macie jednak powodu obawiać się mnie. Sama wybieram mężczyzn. Najgłupszych, najbogatszych, najprzystojniejszych i najpoważniejszych, ale do żadnej z was nie puszczę ich potem. O! odgrywam przed nimi taką komedję namiętności, że uśmiałabyś się gdybyś zobaczyła. Kąsam ich, drapię, krzyczę i drżę jak szalona. A ci durnie wierzą.
— Twoja to rzecz, twoja, Gieniu, — z rozwagą wyrzekła Tamara, patrząc w ziemię, — być może, masz słuszność. Kto wie? Ale powiedz jak się wykręciłaś od lekarza?
Gienka gwałtownym ruchem odwróciła się od niej, przywarła twarzą do ramy okna i niespodzianie rozpłakała się żrącemi, palącemi łzami — łzami zawziętości i zemsty i jednocześnie mówiła, szlochając i drżąc:
— Dlatego że... dlatego że. Dlatego, że Bóg mi dał szczególne szczęście: boli mnie tam gdzie prawdopodobnie żaden doktor nie dojrzy. Nasz zaś przytem jest stary i głupi.