Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ności po tych pomyjach, jak wszedł do wielkiej sali, gdzie ognistemi kołami wirowały ognie żyrandola i kandelabrów, gdzie fantastycznemi, różowemi, błękitnemi i fioletowemi plamami poruszały się kobiety i oślepiająco podniecającym zwycięzkim blaskiem jaśniała biel szyj, piersi i ramion. Któryś z kolegów szepnął coś do ucha jednej z tych fantastycznych figur. Podbiegła ona do Koli, mówiąc:
— Posłuchaj, milutki kadeciku, koledzy twoi powiadają, że jesteś jeszcze niewinny... Chodźmy... Nauczę cię wszystkiego.
Frazes był powiedziany łaskawie, ale frazes ten ściany zakładu słyszały już kilka tysięcy razy. Następnie stało się to, o czem wspominać było tak trudno i boleśnie, że w połowie wspomień Kola czuł się zmęczonym i całym wysiłkiem woli, starał się o tem nie myśleć.
Oczywiście wszyscy prawie mężczyźni doświadczali na sobie tego przykrego wrażenia, ale ten ból moralny, bardzo poważny co do swego znaczenia i głęboki, bardzo szybko przechodzi, pozostając jednak u większości na długo, czasami na całe życie, w postaci nudy i zniechęcenia. Kola niebawem przyzwyczaił się, nabrał odwagi, oswoił się z kobietami i bardzo go cieszyło, że gdy przychodził do zakładu, wszystkie dziewczęta, a przedewszystkiem Wierka krzyczały:
— Gieniu, twój kochanek przyszedł.
Przyjemnie było opowiadać o tem kolegom, podkręcając wyimaginowane wąsy.

XIV.

Było jeszcze wcześnie, — godzina 9-ta sierpniowego dżdżystego wieczora. Oświetlona sala