Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwykłą pogardliwą miną, nagle nie wytrzymała: zakrzyczała dziko, rzuciła się na gospodynię, schwyciła ją za włosy, zerwała perukę i jęła zawodzić w prawdziwym ataku histerji.
— Głupia! Morderczyni... Podła rajfuro!... Złodziejko!...
Wszystkie trzy kobiety zaczęły krzyczeć razem i niezwłocznie wściekłe wrzaski odezwały się we wszystkich korytarzach i pokojach zakładu. Był to ów masowy atak wielkiej histerji, który czasami opanowuje aresztantów w więzieniach, czy też ów żywiołowy szał (raptus), który ogarnia niespodziewanie cały dom warjatów, zjawisko, wobec którego bledną nawet doświadczeni psychiatrzy.
Dopiero po upływie godziny został przywrócony porządek, przy pomocy Symeona i dwóch jego kolegów z zawodu. Oberwały porządnie wszystkie trzynaście dziewcząt, zwłaszcza zaś Gienia, która wpadła w prawdziwy szał. Pobita Lubka tak długo pełzała przed gospodynią, aż przyjęto ją z powrotem. Wiedziała ona, że awantura wywołana przez Gienię wcześniej czy później odbije się okrutnie na jej skórze. Gienia do samej nocy siedziała na swem łóżku, skrzyżowawszy nogi po turecku, nie chciała jeść obiadu i odpędzała od siebie wszystkie koleżanki, które zaglądały do niej. Miała podbite oko i gorliwie przykładała do niego miedziany szóstak. Z pod rozerwanej koszuli czerwieniła się na szyi długa poprzeczna pręga, niby ślad sznura. To Symeon w walce starł jej skórę. Siedziała tak samotna, z oczami, które świeciły w ciemności, jak oczy dzikiego zwierza, z konwulsyjnie drgającymi muskułami twarzy i szeptała gniewnie:
— Poczekajcie jeszcze... Poczekajcie przeklęci