Przejdź do zawartości

Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prawdy, panowie pódźmy- lepiej obok do Treppla... tam przynajmniej czysto i jasno.
— Proszę, proszę signore — nalegał Lichonin, otwierając przed nim drzwi z dworską uprzejmością i zapraszając go do wejścia uprzejmym gestem ręki.
— Ależ to obrzydliwe... U Treppla przynajmniej kobiety ładniejsze.
Idący za nim Ramzes roześmiał się ozięble.
— Tak, tak, tak, drogi panie Gawle. Będziemy zatem dowodzili w dalszym ciągu według metody pańskiej. Potępimy głodnego złodzieja, za to, że ukradł ze straganu bułkę, natomiast dyrektorowi banku, który puścił cudzy miljon na cygara i wyścigi, złagodzimy karę.
— Daruje pan, ale nie rozumiem tego porównania — odrzekł obojętnie Jarczenko. — Mnie to wszystko jedno dokąd pójdziemy.
— Tem bardziej — mówił Lichonin, torując drogę docentowi — że ten dom ma w sobie tak wiele wspomnień historycznych. Koledzy! Z wysokości tych wieszadeł spoglądają na nas dziesiątki pokoleń studenckich. Prócz tego, mocą tradycyjnego zwyczaju, dzieci i ucząca się młodzież płaci tu tylko połowę ceny. Zupełnie jak w panopticum. Prawda, obywatelu, Szymonie?
Szymon wogóle nie lubił liczniejszych towarzystw, ponieważ wizyta taka groziła zazwyczaj jakąś awanturą; tembardziej nie lubił studentów, którymi pogardzał, za ich sposób mówienia trudny do zrozumienia, za ich pociąg do lekkomyślnych żartów, za bezwyznaniowość, a przedewszystkiem za to, iż studenci podburzają wciąż przeciw władzy i prawnemu porządkowi. Nic dziwnego, iż w tym dniu, gdy kozacy, rzeźnicy, handlujący mą-