Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dolino moja, dolino
Wspaniała i bezmie-e-e-rna.

Czekajcie, przecież to nasz współpracownik — rzekł Ramzes i z temi słowy podszedł przywitać szaro ubranego pana. Po chwili przyprowadził go do bufetu i przedstawił go swym towarzyszom.
— Pozwólcie panowie, że przedstawię wam mego kolegę redakcyjnego. Pan Sergujsz Płatonow — najleniwszy lecz również i najzdolniejszy współpracownik naszej gazety.
Podano sobie ręce, przyczem wymieniono niewyraźnie nazwiska.
— Z tego powodu musimy się napić ze sobą — zaproponował Lichonin.
Jarczenko zaś ze zwykłą sobie uprzejmością, która nie opuszczała go nigdy, odezwał się:
— Zdaje się, że my się znamy, jakkolwiek nie osobiście. Czy to nie pan był sprawozdawcą w tym dniu, kiedy profesor Przykłoński bronił swej dysertacji na stopień doktora?
— Ja, — odrzekł reporter.
Jarczenko uśmiechnął się uprzejmie i raz jeszcze uścisnął mocno rękę Płatonowowi.
— Bardzo mi przyjemnie. Czytałem pańskie sprawozdanie: doskonale napisane — ściśle rzeczowo i zręcznie. Ale niechże pan pozwoli... Zdrowie pana!
— A teraz pozwólcie panowie, że ja was zaproszę. Niech nam pan naleje jeszcze jedną kolejkę, raz, dwa, trzy, cztery... dziewięć koniaków.
— Przepraszani pana, tak nie można... pan jest naszym gościem i kolegą — zaprotestował Lichonin....
— Jakiż ze mnie kolega panów — roześmiał