Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozumie się, że mi było wstyd. A jak ty wolisz tatuńciu, ze światłem czy bez światła?... Przyciemnię trochę lampę, czy dobrze?
— A czy ci się tu nie nudzi? A jakże ci na imię?
— Mnie — Mania. Rozumie się, że się nudzę, bo jakież to nasze życie!
Niemiec pocałował ją mocno w usta i zadał ponowne pytanie:
— A czyż lubisz mężczyzn? Czy są tacy, którzy ci dostarczają zadowolenie i sprawiają ci przyjemność?
— Dlaczego nie — roześmiała się Mańka. — Najbardziej to mi się podobają tacy jak ty, sympatyczni... tłuściutcy...
— Podobają ci się? Co? A za co ty ich lubisz?
— A ot tak już jest; lubię. Pan także sympatyczny.
Niemiec myślał przez pewien czas, żłopiąc w zadumaniu piwo. Następnie powiedział jej to, co mówi każdy niemal mężczyzna do przypadkowo spotkanej prostytutki, zanim posiądzie jej ciało:
— Wiesz, Marychno, że ty mi się także podobasz. Chętnie wziąłbym cię na utrzymanie.
— Kiedy pan już żonaty — zaoponowała Mania. dotykając jego obrączki.
— Tak, to prawda, ale widzisz moje dziecko nie żyję z żoną; ona jest chorą i nie może spełniać obowiązków małżeńskich.
— Biedna kobieta! Oj, żeby wiedziała, gdzie chodzisz, to napewno rozpłakałaby się.
— Dajmy temu pokój. Otóż trzeba ci wiedzieć Maryniu, że ja wciąż upatruję sobie dziewczyny, któraby była taką skromną i ładną jak ty. Jestem zamożnym człowiekiem, wynająłbym mieszkanie