nych pereł, gruba Kaśka o twarzy mięsistej, kwadratowej i niskiem czole — jest ona również dekoltowaną, ale skórę ma czerwoną i w pryszczach; dalej idą: przybyła niedawno ze wsi Nina, niezgrabna i z zadartym nosem, i ubrana w suknię koloru zielonej papugi: druga Mańka — tak zwana Mańka Wielka czyli Mańka Krokodyl, wreszcie na końcu — Zośka — Ster, żydówka o brzydkiej śniadej twarzy z niezwykle wielkim nosem, z powodu którego otrzymała swe przezwisko; posiada ona jednak oczy tak piękne i wielkie — równocześnie dobre i łagodne, płomienne i wilgotne — jakie wśród kobiet całego świata posiadają jedynie żydówki.
Podtatusiały jegomość, w mundurze wydziału dobroczynności, wszedł na salę krokiem wolnym i niepewnym, pochylając się co chwila naprzód korpusem i zacierając falistym ruchem ręce jakby je mył. Wobec tego, że wszystkie kobiety milczały uroczyście, jakby nie spostrzegając jego obecności, przeszedł wzdłuż sali i usiadł na krześle tuż obok Luby, która zgodnie z przyjętą etykietą, zebrała fałdy swej sukienki, zachowując wygląd roztargnionej i skromnej panny z przyzwoitego domu.
— Dzień dobry, panience — powiedział.
— Dzień dobry — odrzekła Luba.
— Jakże się pani miewa?
— Owszem dobrze, dziękuję panu. Może mnie pan poczęstuje papierosem.
— Przepraszam panią, ale ja nie palę.
— To ci dopiero. Mężczyzna i nie pali. No to niech mi pan kupi lemoniady z winem. Okrutnie lubię lemoniadę z winem.