Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gości tych jest wielu z królem treflowym na czele.
Pasza klaszcze w dłonie radośnie.
— Ach, to mój Lewańczyk — Rozumie się, że to on, bo obiecał, że przyjdzie dziś.
— Czy to ten twój gruzin?
— Tak, tak, mój drogi gruzin. Ach jaki on przyjemny. Chciałabym go wciąż mieć przy sobie. Czy ty wiesz, co on mi ostatnim razem powiedział? Jeżeli będziesz dłużej mieszkać w domu publicznym, to ja i ciebie i siebie zabiję. I tak strasznie błysnął wtedy oczami...
W tej chwili zblilżyła się Gienia i wyniosłym tonem zapytuje:
— To niby kto tak miał powiedzieć?
— Mój gruzin, Lewan. „I ciebie i siebie zabiję“.
— Ach ty głupia. Jaki on tam gruzin, zwyczajny ormianin. Głupia z ciebie warjatka.
— Ależ nieprawda, bo gruzin. To nawet dość dziwne z twej stony.
Powiadam ci, że ormianin. Ja chyba lepiej wiem. Głupia jedna.
— Czegóż ty mi wymyślasz Geniu. Przecież ja pierwsza nie zaczęłam.
— Toby jeszcze trzeba. Ach ty głupia! Czyż ci nie wszystko jedno, kim on jest. Zakochałaś się w nim.
— A tak, zakochałam.
— Ach głupia, ty głupia. A tego z kokardką na krzywych nogach także kochasz.
— Więc cóż z tego? Bardzo go poważam, bo to ogromnie solidny człowiek.
— I Olka buchaltera też kochasz? I dostawcę też? I Antka karciarza? I grubego aktora... Fe,