Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przecież my artyści pracujemy jak na katordze. Z rana ćwiczenia, we dnie próba, a potem zaledwie starczy czasu na obiad i pora już na przedstawienie. Cudem urwiesz jaką godzinę na czytanie, lub dla rozrywki, ot, tak jak obecnie. Ale i to rozrywka całkiem powszednia.
Niedbale, zmęczonym ruchem zlekka poruszyła palcami ręki spoczywającej na poręczy.
Włodzio Czapliński wzburzony tą rozmową zapytał:
— Ale, proszę powiedzieć, pani Heleno, czego by pani pragnęła, co mogłoby zająć wyobraźnię pani i usunęło nudę?
Spojrzała na niego swemi zagadkowemi oczyma i cicho z pewnym zażenowaniem odparła:
— Dawnemi czasy ludzie żyli weselej i nie znali żadnych przesądów. Mam wrażenie, że wówczas byłabym na miejscu i żyłabym pełnią życia. O! Rzym starożytny.
Nie zrozumiał jej nikt, prócz Riazanowa, który nie patrząc na nią, powoli, swym aksamitnym głosem wvglosił klasyczny powszechnie znany zwrot łaciński:
— Ave Cezar, morituri te salutant!
— Właśnie! Lubię pana bardzo, panie Riazanow za to, że jesteś mądry. Pan zawsze w lot chwyta myśl, chociaż muszę powiedzieć, że nie jest to zbyt wysoką właściwością umysłu. I w rzeczy samej; zejdzie się dwoje ludzi, wczorajszych przyjaciół, współtowarzyszy, współbiesiadników i dziś jeden z nich musi zginąć. Ale nie ma w nich ani gniewu, ani strachu. O, to istotnie piękne widowisko, jakie tylko mogę sobie wyobrazić!
— Ile w tobie okrucieństwa, — powiedziała w zamyśleniu baronowa.