Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żeńskie, zbyt często bowiem twarz jej pokrywał niespodziewany rumieniec przy każdej, najdrobniejszej czułości męża. Gdy podnosiła swe rzęsy, by spojrzeć na niego, oczy jej świeciły jak gwiazdy i stawały się wilgotne. Twarz jej była piękna, jak bywa to tylko u młodych zakochanych dziewcząt żydowskich, — cała delikatnie różowa, z różowemi ustami, ślicznie, niewinnie skrojonemi, o oczach tak czarnych, że nie można było odróżnić źrenicy od tęczówki.
Nie krępując się obecnością trzech obcych osób, co chwila nie skąpił swej towarzyszce pieszczot, trzeba przyznać, dość ordynarnych. Z bezceremonjalnością posiadacza, z tym szczególnym egoizmem zakochanego, który jakby chce powiedzieć całemu światu: „Patrzcie jak jesteśmy szczęśliwi — przecież i was to uszczęśliwia — nieprawdaż?“ bądź głaskał jej nogę, elastycznie i wyraźnie zarysowywującą się pod suknią, bądź też szczypał jej policzki, lub łechtał jej szyję swemi czarnemi, twardemi, podkręconemi Wąsami... Ale chociaż jaśniał z zachwytu, coś jednak, drapieżnego, budzącego obawę, niespokojnego przebłyskiwało w jego często mrugających oczach, w drganiu górnej wargi i w twardym zarysie, wysuniętego naprzód kwadratowego podbródka, z zaledwie zaznaczonem wgłębieniem pośrodku.
Wprost tej zakochanej parki ulokowało się trzech pasażerów: dymisjonowany generał, suchy czyściutki staruszek, wypomadowany z zaczesanymi ku przodowi faworytami, otyły ziemianin, który zdjął swój sztywny kołnierzyk i mimo to dusił się z gorąca i co chwila obcierał twarz chusteczką, oraz młody oficer piechoty.