Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Teraz dopiero zrozumiał, do czego zmierzała cała ta rozmowa.
— Tak... ja nie wiem... spróbuję — odrzekł niepewnie Lichonin.
— Wróci tu z powrotem — odpowiedział Płatonow.
— Wróci powtórzyła z przekonaniem Gienia.
Lichonin zbilżył się ku niej, ujął ją za ręce i drżącym — szeptem przemówił:
— Panno Gieniu, a możeby pani... Co? Przecież nie proponuję pani, abyś została moją kochanką... wzywam cię jako przyjaciela... Głupstwo, pół roku odpoczynku, a potem będziemy się uczyć jakiegoś rzemiosła... będziemy czytali książki.
Gienia jednak wyrwała z dłoni Lichonina swe ręce.
— W błoto pchasz mnie — krzyknęła niemal. — Znam ja was wszystkich. Mam ci skarpetki cerować? Na maszynce naftowej pitrasić? Chcesz, żebym nocy przez ciebie nie dosypiała, podczas gdy ty z twemi krótko-ostrzyżonemi pannami będziesz o różnych dziwnościach rozprawiał. A kiedy już zostaniesz doktorem, lub adwokatem, lub urzędnikiem, wtedy dasz mi kolanem w krzyż; idź sobie precz — powiesz mi wtedy — idź precz, ty, publiczna kobieto, zmarnowałaś mi moją młodość. Chcę się ożenić z porządną dziewczyną, z czystą i niewinną...
— Ale przecież ja mówię, jak brat... Nie myślę o miłości... jąkał się wzruszony Lichonin.
— Znam ja takich braci. Do pierwszej nocy... Daj spokój temu, nie pleć głupstw! Nudny jesteś.
— Zastanów się Lichonin — rozpoczął poważ-