Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mnie to wszystko jedno. Ja go nawet znam. Z początku będzie wrzeszczał: „Kelner szampana“, później pocznie płakać nad losem swojej żony, która jest aniołem, później jeszcze wygłosi mowę patrjotyczną, w końcu wreszcie zrobi awanturę przy płaceniu rachunku, niezbyt jednak rozgłośną. Zresztą jest dosyć zajmujący.
— Niech przyjdzie, — oświadczył Włodek Pawłow, trzymając na kolanach Kasię, która siedząc huśtała nogami.
— A ty, Weltman, co powiesz?
Weltman siedział na kanapie tyłem do całego towarzystwa, pochylony nad Paszą; z miną współczucia głaskał ją po ramionach i po włosach; Pasza uśmiechała się do niego bojaźliwie i bezwstydnie; rzęsy dziewczyny drżały, a z poza nawpół przymkniętych powiek oczy jej spoglądały z jakimś wyrazem bezmyślnej namiętności.
— Co takiego? wzdrygnął się student, zaskoczony znienacka. — O co wam idzie? Aha, czy może, tu przyjść aktor? Ależ proszę, nie mam nic przeciw temu.
Jarczenko kazał Szymonowi prosić aktora; wnet przyszedł i odrazu zaczął swą zwykłą grę.
Wszedł w długim tużurku z wielkiemi wyłogami jedwabnemi, trzymając w lewej ręce tuż przy piersiach lśniący cylinder; stanął w progu, nadając sobie wygląd aktora, grającego postać podtatusiałego lwa salonowego, lub dyrektora banku. Taką mniej więcej właśnie rolę pragnął odgrywać wobec osób obcych.
— Czy pozwolicie mi, panowie, wtargnąć do waszego ścisłego kółka?
Zaproszono go, więc począł kolejno prezentować się zebranym. Przy podawaniu ręki wysuwał